Rozdział I: Dawne rany pogłębione
- Słuchajcie! Wszystkie rozmowy w jaskini niemal natychmiast ucichły; wszyscy spojrzeli w stronę, z której dobiegł ich głos. To Choroneko, przywódczyni ruchu oporu... Znana jako Strzała, bądź Szafir. Nikt nie znał jej prawdziwego imienia; nie zdradziłaby go nawet przyjacielowi. Gdyby go miała... - Jesteśmy tutaj po to, aby zaplanować koniec panowania Darkraia! Pamiętacie?! Cisza. Nikt nie miał zamiaru naprzykrzać się Choroneko. - Milczenie uznaję za zgodę. A więc, pamiętacie... I nie zapomnijcie! Bo w nas ostatnia nadzieja! Jeśli teraz nie pokonamy Darkraia... On z każdą sekundą jest coraz bliższy zawładnięcia światem... - Ale on już włada światem - warknął jakiś Growlithe. - Ale są jeszcze Pokemony wolne, takie jak my, którzy chcą się mu przeciwstawić. I są jeszcze inne legendy, które się z nim nie sprzymierzyły. I znów ta cisza.. Nawet Growlithe nic nie powiedział. - A więc... - przerwała. Tak naprawdę nie miała nic ważniejszego do powiedzenia. Po prostu denerwował ją ciągły hałas... Nagle usłyszeli wybuch; wejście jaskini, odległe o kilkaset metrów prawdopodobnie zawaliło się. Małe Pokemony zaczęły panikować, starsze je uspokajały... - Strzało! - krzyknął ktoś. Koło ściany przebiegł cień, a po chwili był już za Choroneko. - Pamiętasz mnie? - Shaver... Zdradziłeś nas... - Nie zdradziłem was, Strzało. Ja od zawsze byłem po przeciwnej stronie. - A więc kłamałeś - warknęła Choroneko i wreszcie odwróciła się. Absol zmienił się, od kiedy ostatni raz go widziała. Biały róg, ogon, twarz i pazury odcinały się na tle czarnego futra... - Po co tutaj przyszedłeś?! - krzyknął Growlithe. - Aby was pozabijać - odparł; w jednej chwili był za Szafirem, w drugiej już za Growlithem. Kocica zaczęła bać się o wojowników... Wszyscy odsunęli się od psa, nikt nie chciał wchodzić w drogę Shaverowi. 'Totalny brak zgrania' - pomyślała Choroneko, patrząc jak Absol bez mrugnięcia okiem zadaje potężny cios w plecy Growlithe'owi, a potem zaczyna zabijać resztę. Krew lała się strumieniami, ziemia była usłana trupami. Jednymi, którzy walczyli z Absolem bez paniki i strachu w oczach, byli Torchic, Shinx z małą blizną na twarzy i Charmander ze znamieniem w kształcie Darkraia na ramieniu. Tego ostatniego Strzała od dłuższego czasu obserwowała... - Szafirze! Pomóż nam! - krzyknął Torchic, a Choroneko przestała przyglądać się walce z daleka i rzuciła się na pomoc reszcie walczących. 'Kto by pomyślał, że z tych wszystkich Pokemonów tylko trójka potrafi walczyć...' Absol cały czas używał Szybkiego Ataku i Ostrego Wiatru. Kiedy znajdował się za Charmanderem, ten atakował go ogonem. Kiedy zaś był za Torchickiem, on przecinał Ostry Wiatr Cięciem. Shinx radził sobie równie dobrze- kiedy Absola trafił jakiś atak, Pokemon natychmiast uderzał w niego Toksynami. Strzała nie zostawała gorsza. Okładała Absola Kulami Cienia. Shaver w końcu zauważył, że przeciwnicy są coraz bliżej zwycięstwa... - Nigdy wam tego nie wybaczę - warknął; z kącika jego ust płynęła krew. Nagle użył Błysku, a w następnej chwili już go tam nie było. - Wszyscy cali?! - krzyknął Torchic. - Nie, głupcze! Zostaliśmy tylko my! - warknęła Choroneko, patrząc na ocalałych. - Ale, trzeba przyznać, że dobrze walczyliście. Jak was zwą? - Ja jestem Buka - powiedział Poke-kurczak, z nutką dumy w głosie. Dopiero teraz Szafir zauważył, że Torchic stracił parę piór na plecach. - A ja Bill - dodał Shinx, uśmiechając się. - Vege, miło mi - przedstawił się Charmander, kłaniając się. - Jak dobrze wiecie, mnie nazywają Strzałą bądź Szafirem... - Ale czemu? - spytał Bill, jednak Choroneko nie odpowiedziała. - A jak naprawdę masz na imię? - zapytał Vege. - Nie powinno to was obchodzić. A teraz chodźcie, znam inne wyjście z jaskini. - powiedziała i pobiegła w stronę przeciwną niż ta, z której przybył Absol. Reszta pobiegła za nią.
Rozdział II: Zbyt długa droga
Szli. Poprawka, biegli. Biegli przez jaskinię za Choroneko, która, mimo wszechogarniających ciemności stawiała każdy krok pewnie i wdzięcznie zarazem. Nagle zatrzymała się, tuż przed zakrętem. Vege, biegnący na samym końcu, wpadł na Bukę, jednak Bill skoczył, a więc kurczak uderzył głową o ziemię. - Też to czujesz, prawda? - spytała Strzała, a Shinx potrząsnął łbem. - Polowałeś kiedyś? Umiesz rozpoznać, kto stoi za zakrętem? - Przypuszczam, że to Vulpix - odparł Bill, bacznie przyglądając się jaskini. - A więc dobrze przypuszczasz... - mruknęła i spojrzała na zakręt. - Vulpix'ie! Wyjdź! - Nie - usłyszeli cichy, słabiutki głosik. - Wyjdź! - syknęła Choroneko, a zza skały wyłonił shiny Vulpix. - Jak się nazywasz? Co tutaj robisz? - spytał Vege. - Jestem Leady, a... zgubiłam się... Chowałam przed Darkrai'em... - Dobra, wiemy to, czego chcieliśmy. Że nie lubisz Darkrai'a. My też nie. A więc chodź z nami - powiedziała Choroneko, a Leady przytaknęła. - Gdzie właściwie idziecie? - spytała. - Przed siebie - odparła Strzała i pobiegła dalej. Za nią reszta, po kolei- Bill, Leady, Buka i Vege.
***
- Słuchaj, Shadow. Musimy w końcu przyłączyć się do tego ruchu oporu, sami nie damy rady zniszczyć Darkrai'a! Chimchar zwana Ajaną od dłuższego czasu kłóciła się o to z Aronem. Zamierzała odłączyć się od drużyny i dołączyć to Strzały i jej wojowników. - No dobrze, jak chcesz. Chodźmy. Ale gdzie? - spytał Shadow, a Ajana zwiesiła głowę. - Nie wiem - szepnęła bardziej do siebie. - No właśnie. Więc jak chcesz ich znaleźć? - zapytał. - Ostatnio słyszałam, że widziano Szafira koło Blirii. Podobno ma bazę w Jaskini Płomienia. - wtrąciła się Luna. - A od kogo to słyszałaś? - spytała podejrzliwie Ajana. - Od zaufanego źródła. Możemy być pewni, że są niedaleko Blirii. - odparła Teddiursa. - A więc prowadź, ślepoto - zaśmiała się Ajana. - Twoje żarty nikogo nie śmieszą - warknął Shadow, a Chimchar przestał się śmiać. - I... Nie wiesz, że Bliria jest na drugim końcu Emtiry... Eee... To znaczy Darkii. - Wiem. Ale, to jedyna szansa i jedyny trop. Chodźmy tam! - Ajana ma rację. Nie ma co zwlekać, Shadow. Długa droga przed nami. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej ich znajdziemy. - Lub nie znajdziemy - poprawił Aron.
***
- Strzało! Strzało! - krzyknął Vege. - Kuso! - warknęła, siłując się z jakimś Futachimaru na ataki. Przeciwnik cały czas używał Wodnej Broni, zaś kot Kul Cienia. - Co, już wymiękasz? - spytał Futachimaru, używając Wodnego Ogona. - Nigdy! - wrzasnęła, blokując Ciosami Furii. Ogon wodnego Pokemona już po chwili leżał na ziemi, ociekając krwią, a jego właściciel dostał ataku szału... Atakował na oślep Cięciem Muszli, których Choroneko z łatwością unikała, dzięki swojej zdolności- gibkości... A następnie po prostu zabiła Futachimaru Mrocznym Pazurem. Jej 'przyjaciele' patrzyli na wszystko zdziwieni. Nigdy nie widzieli, żeby Choroneko kogoś... zabiła, tak, jak wtedy Shaver- bez choćby grymasu na twarzy przez chlapiącą na nią krew, bez mrugnięcia okiem... Właśnie, jej oczy. Były bez wyrazu, jakby były... pustą, bezdenną, czarną otchłanią. - Strzała...? - zapytał Bill, patrząc na Choroneko z przerażeniem. - Dajcie... Kasib... - szepnęła Choroneko, a Vulpix spojrzał zdziwiony na resztę. - Już! - krzyknął Vege, podając Szafirowi jagodę, a kocica szybko ją zjadła. Jej oczy przybrały dawny, szmaragdowy odcień, zacięty wyraz twarzy zniknął. Zastąpił go... Strach.
|